Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03
|
04 |
05 |
06
|
07
|
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13
|
14 |
15
|
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
Najnowsze wpisy, strona 4
z gory przepraszam A. nie czytaj jej.
czarny krąg. nie mam przyjaciół bo jestem przybita. jestem przybita bo nie mam przyjaciół. jak wyjsc z blednego kola? moj problem polega na tym, ze kompletnie nie mam pojecia.
a nie mam checi ich zapisac. znow dopada mnie tesknota za ludzmi. tesknota dwoista w swej istocie.
tesknie za ludzmi ogolnie. chyba czas jechac na uczelnie i znow stawic im czola.
brakuje mi ludzi z liceum. brakuje mi naszej paczki. wszyscy sie rozeszli, rozjechali, rozuczyli, rozbawili, zajeli swoim zyciem.
a mi brakuje. i jeszcze brakuje mi a. musimy oboje szybko wyzdrowiec.
oboje, razem, we dwoje, obok siebie. ile znacza te slowa? dokladnie tyle ile znaczenia my im nadamy.
lepiej uczyc sie na cudzych bledach. cudzy blad polegał na tym, ze zrezygnowano ze zwiazku. jest sie z kims innym. ale wartosc slowa "kocham" została zdewaluowana. bo co znaczy slowo kocham, jezeli było i bylo "razem" "oboje" "we dwoje" "obok siebie" i wszystko to zostało poprostu zakonczone. przeniesione na inna osobe. straciło znaczenie. bo jakie to ma znaczenie, skoro mozna z tego tak od zrezygnowac?
teraz wiem to wszystko. teraz czlowiek uczac sie na cudzych i swoich bledach potrafi ocenic co ma dla niego wartosc, a raczej wartosc czego buduje. kiedys moze tej madrosci zabrakło.
miłosc jest jedna. bo jezeli kogos sie kiedys pokochało. jezeli zbudowalo sie z kims zwiazek, jezeli nadało sie mu wartosc i jezeli sie to zniszczy, to wtedy nic juz nie nabierze takiej wartosci. takiej swietosci.
ale to pewnie maly ulamek tajemnicy szczescia. pewnie jeszcze tyle przezyje w zyciu, ze moj poglad zmieni sie o 180 stopni.
az mnie ciarki przeszły.
lesna chatka. pełna ludzi. jakas impreza. wieczor. moj kuzyn opetany przez demona. lapie go i odprawiam nad nim egzorcyzmy. po kilku chwilach wysiłku opuszcza go demon i.. przechodzi na drugiego mojego kuzyna. widze tylko blysk zła w jego oczach, nie takich jak zwykle. walcze z nim. {sic!} odrąbuje mu dłon siekierą [bardzo realistycznie] w konccu obezwladniony. egzorcyzm i nad nim sie udaje. kieruje demona na muchę przelatujaca obok, zostaje w niej zamkniety. jestem zmeczona. egzorcyzmy sa wyczerpujace.
obudzilam sie. kuzwa za 25 minut mam autobus. poleciałam, zdazylam.
teraz sie zastanawiam, czy naogladalam sie za duzo anime w mlodosci czy po prostu musze chodzic do kosciola;/
scianka. mam blazy na rekach. ale moglabym to robic jeszcze. chlopaki wymyslaja mi trasy a ja probuje probuje az jakas zrobie. a jak nie zrobie dzis to jutro. jest fajnie. chyba mnie lubia:)
crazy climb team
jak mozna byc szczesliwym w naszym kraju? wszedzie jest szaro i brudno i nic nie jest tak jak powinno. zadza nami ortodoksyjne polglowki. jak w takim kraju mozna byc szczesliwym?
ogladałam nasze mistrzostwa dzis. i co myslalam? ze gdyby nasi siatkarze nie byli polakami to by wygrali. bo sa dobrzy. miali by szanse. ale oczywiscie kompleksy musialy ich zahamowac. bo "z brazylia sie na pewno nie uda" "nie damy jej rady" jak kuzwa mozna wygrywac z taka wiara? jakby to byla jakakolwiek inna narodowosc to by pomysleli "yeah, doszlismy do finalu, jestesmy najlepsi, mamy szanse pokonac brazylie" a nasi ... kuzwa czemu? czemu wszystko jest takie pesymistyczne w tym kraju?
polacy na trybunach. wygladali "mamo bij mnie laciem" a brazylijczycy sie bawia. ehhh:( i jak tu byc szczesliwym? bo ja nie potrafie.
znow brakuje mi ojca. chcialabym poprostu z nim usiasc, przytulic sie i pogadac o dupie marynie. a tak siedze sama w pustym, ciemnym i cichym domu i nie potrafie sobie poradzic ze soba. a czasami pomoglo by poprostu pogadanie o dupie marynie z ojcem. ale on mnie zostawil prawie 7 lat temu. i nie chce wrocic. i juz nawet nie czuje jego obecnosci w niebie, nie czuje jego ochrony. czyzby o mnie zapomnial?
brakuje mi ludzi. takich zwyklych, ktorzy by zapytali "hej co tam u ciebie? idziemy na spacer?" brakuje mi przyjaciol. mam tylko a, ale nie mozna tak tylko z jednym czlowiekiem caly czas. tak naprawde jestem samotna. niewiem czy w raz z dorosloscia traci sie wszystkich przyjaciol? czy poprostu ja cos zaniedbalam po drodze? wszyscy sie rozeszli swoja sciezka. ja zostalam sama.
dobija mnie samotnosc mamy. ona nie moze byc szczesliwa bez przyjaciol. dlaczego ona ma spedzic sylwestra w robocie a nie z grupa przyjaciol bawiac sie? czy zycie jest az tak kurwa niesprawiedliwe? mam juz tego wszystwiego dosc. mam dosc polski. mam dosc moich znajomych, ktorzy nie chca byc kims blizszym, mam dosc samotnosci. mam dosc pustego domu. mam dosc tesknoty za ojcem. mam dosc tesknoty za babcia. mam dosc ludzi na studiach, go ktorych trzeba sie dobijac zeby ze mna pogadali. mam dosc zycia.
A. nie komentuj tej notki, jezeli masz zamiar napisac tylko cos w stylu "przesadzasz, wez sie w garsc" takie komentarze nic mi nie daja. jezeli drazni cie moj stan to wogole zapomnij o tej notce i najlepiej nie wchodz na bloga. przy tobie bede sie starala trzymac fason i usmiech.