Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17
|
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
Archiwum 17 stycznia 2006
ja niechce zeby potem moje zycie/ malzenstwo tak wygladalo, niechce sie klocic o pierdoly i urzerac sie z kims kto ma w sobie tyle zlosliwosci, ze potrafi przez kilka godzin nie powiedziec nic milego tylko same uszczypliwosci, zebym tylko sie wkurzyla. to byl ciekawy eksperyment, zastanawiaalm sie jak dlugo i jak daleko sie posunie zeby wywolac moja reakcje. mowil, ze wyje a nie spiewam [wiem moze nie mam talentu, ale to bylo obrazliwe i mialo na celu obrazic mnie] byl arogancki, uszczypliwy, czepial sie wszystkiego co mowilam a jesli nic nie mowilam to czepial sie, ze zamilkłam. poprostu wyszly wszystkie najpaskudniejsze cechy charakteru. a mnie to kompletnie nie interesowalo. byli tam ludzie z ktorymi lubie spedzac czas i sie z nimi bawilam. on sobie zatrul atmosfete, ale nie udalo mu sie zatruc jej mi. chociaz robil doslownie wszystko zeby tego dokonac. wtedy sie nie przejmowalam, ale jak wrocilam do domu i sie zastanowilam to sie przerazilam jak mozna byc takim paskudnym. i to przez jedno slowo, zeby nie krzyczal "mayday mayday" na parkiecie, bo mi sie to nie podoba. nie wspominajac juz, ze on bardzo czesto zwraca mi uwage, lub zwracal, np ze latem nuce cos na melodie kolendy, to bylo dla niego niewyobrazalnie, niedopuszczalne wyglupianie sie ktore nie bylo fajne i potrafil mi o to zrobic haje i zjebac humor a sam nakleił sobie tatuaz na czole i uwazal, ze jest cool. taa wiem znow, bedzie gadka, ze czepiam sie starych rzeczy i wyciagam brudy, ale przez te bezmala dwa lata tego sie nazbieralo i to juz nie chodzi o same te rzeczy tylko o jego harakter, wiem, ze jest dobry opiekunczy stara sie, ale z drugiej strony ta jego drazliwosci i nerwowosc mnie wykancza. chyba przezywam kryzys. ksiadz kiedys powiedzial na religii nam, ze jak chcemy zoabczyc, jaki ktos bedzie po slubie to mamy zaobserwowac jaki jest w domu dla rodzicow i rodzenstwa. mi sie absolutnie nie podoba jego zachowanie wzgledem matki. mowienie typu "trzeba na nią nakrzyczej bo ianczej nie dotrze do niej" jest lda mnie smieszne. i nie mam zamiaru byc kiedys traktowana tak samo.
no dobra moze ja tym razem sprowokowalam, ale jemu niewiele trzeba by zdupic humor, rozdraznic go. juz mam dosc tej drazliwosci, nie mozna nic powiedziec, wszystko musi byc na cacy bo zaraz bedzie haja. a ja serio ie lubie jak ktos mi mowi "musisz" bo w domysle rozumie "musisz bo inaczej to znaczy, ze ci na mnie nie zalezy bo niechcesz wchodzic na jabbe i wogole cie nie interesuje" co zreszta znow po raz kolejny zostało mi zarzucone. mialam juz to olac, nie przejmowac sie ciaglymi pretensjami.. myslalam, ze jesli udalo mi sie na studniowce to juz bedzie gladko ale niemoge, poprostu nie moge juz tego sluchac, tego "nie interesujesz sie mna, olewasz mnie, nic dla ciebie nie znacze" ohh i oczywiscie ja jestem znow wszystkiemu winna, bo on ma ciezki okres, bo ma sesje i wogole duzo nauki a ja jeszcze wszczynam awantury. po studniowce duzo osob dziwilo mi sie czemu z nim jestem. jestem. bo jestem. chociaz szkoda mi nerwow, zycia, mlodosci na te klotnie wszystkie i na nerwy. ohhh tak uciec na bezludna wyspe schowac sie przed ludzmi, nie musiec sie z nikim klocic o pierdoly i inne. a kuzwa czy ja nie mam prawa powiedziec, ze cos mi sie nie podoba? nie mam prawa czegos nie lubic? widac nie mam bo to zaraz jest odbierane jako atak na drugo osobe, ze pewnie robie to z premedytacja. ale qzwa nie robie, robie to dla siebie a nie przeciwko komus... a sprowokowalam klotnie bo jeszcze mnie trzyma po 100 dniowce. jeszcze jestem wsciekla, zwlaszcza, ze on uwaza, ze nic sie nie stalo. a stalo sie i to duzo. poprostu sie przerazilam tym jaki on jest. co w zlosci robi, jaki jest w zlosci i jak dlugo ta zlosc go trzyma. bardzo mnie to zmartwilo.