no dobra moze ja tym razem sprowokowalam, ale jemu niewiele trzeba by zdupic humor, rozdraznic go. juz mam dosc tej drazliwosci, nie mozna nic powiedziec, wszystko musi byc na cacy bo zaraz bedzie haja. a ja serio ie lubie jak ktos mi mowi "musisz" bo w domysle rozumie "musisz bo inaczej to znaczy, ze ci na mnie nie zalezy bo niechcesz wchodzic na jabbe i wogole cie nie interesuje" co zreszta znow po raz kolejny zostało mi zarzucone. mialam juz to olac, nie przejmowac sie ciaglymi pretensjami.. myslalam, ze jesli udalo mi sie na studniowce to juz bedzie gladko ale niemoge, poprostu nie moge juz tego sluchac, tego "nie interesujesz sie mna, olewasz mnie, nic dla ciebie nie znacze" ohh i oczywiscie ja jestem znow wszystkiemu winna, bo on ma ciezki okres, bo ma sesje i wogole duzo nauki a ja jeszcze wszczynam awantury. po studniowce duzo osob dziwilo mi sie czemu z nim jestem. jestem. bo jestem. chociaz szkoda mi nerwow, zycia, mlodosci na te klotnie wszystkie i na nerwy. ohhh tak uciec na bezludna wyspe schowac sie przed ludzmi, nie musiec sie z nikim klocic o pierdoly i inne. a kuzwa czy ja nie mam prawa powiedziec, ze cos mi sie nie podoba? nie mam prawa czegos nie lubic? widac nie mam bo to zaraz jest odbierane jako atak na drugo osobe, ze pewnie robie to z premedytacja. ale qzwa nie robie, robie to dla siebie a nie przeciwko komus... a sprowokowalam klotnie bo jeszcze mnie trzyma po 100 dniowce. jeszcze jestem wsciekla, zwlaszcza, ze on uwaza, ze nic sie nie stalo. a stalo sie i to duzo. poprostu sie przerazilam tym jaki on jest. co w zlosci robi, jaki jest w zlosci i jak dlugo ta zlosc go trzyma. bardzo mnie to zmartwilo.
Dodaj komentarz