jestem rozchwiana, w dzien tryskam pozytywna energią, zycie jest proste, wiosna, mlodosc, radosc, nadzieja, w nocy ciemnosc. jak patrze w przeszlosc w czasy licealne, to widze kolorową feerię barw, tecze obracajaca sie jak w kalejdoskopie, szalenstwo młodosci. i czuje zal, ogromny, ze to juz pozostalo za mną, ze nie ma juz szans na powtorke tych chwil kolorowych, chyba najpiekniejszych w moim zyciu. mam uczucie spalonych mostow, nienawidze tego uczucia. (a. czesto mowi, ze nienawidzi, nienawidzi kogos tam, czegos tam, jakiejs sytuacji, ja zastanawiąjac sie nad tym stwierdzilam, ze nie nawidze jedynie niektorych uczuc i moich stanow depresyjnych. do niczego innego na swiecie nie czuje nienawisci.)
czasami jak siedze wieczorem tak jak dzis to tak bardzo bym chciala wstac jutro i pojsc do miarki na lekcje, spotkac sie ze starymi ludzmi, z ktorymi bylo mi tak dobrze... ale to juz nie mozliwe. z ta mysla sobie nie radze. ze cos przeminelo. ze cos co bylo dobre przeminelo. byc moze w moim zyciu zbyt wiele dobrego przeminelo bezpowrotnie. teraz jest mi tak sobie. w tej chwili naprawde czuje sie fatalnie. traktuje tego bloga terapeutycznie. wczoraj dzieki temu ze napisalam notke nie plakalam, przelalam niemoc na klawiature. dzisiaj juz mi sie chyba ten myk nie uda. ciezkie lzy spadaja po policzkach. łzy, ktore nie przynosza ukojenia. zbyt dobrze je znam. kazdą
Dodaj komentarz