Archiwum październik 2007


garsc wspomnien
Autor: izumi
20 października 2007, 17:50

jedna z nocy swiatecznych, moze miedzy wigilią a pierwszym dniem swiat. wstałam w nocy do lazienki, mama spała a on siedzial w pokoju i patrzył na choinke rozrzazona swiatełkami. cisza nocy i tylko choinka. o czym wtedy myslał? o tym, jaki jest szzcesliwy mając rodzinę? to chwila byla taka magiczna, był wtedy taki... szczesliwy... było to moze 10, moze 12 lat temu, ale do tej pory pamietam i do tej pory, chociaz swiat od  7 lat nie lubie to swiatła choinki przypominają mi ta magiczna, taka rodzinna chwile...

 

na ósme urodziny zrobił mi sam, własnorecznie domek dla lalek. mial 3 piętra, na dachu taras, w srodku mebelki i firanki z wstąrzeczek, i nawet taki niby-basen mial na dachu, oczywiscie bez wody;) lale barbi z kenami siedziały w srodku i dystyngowanie piły herbate. na froncie mial przyzepiony napis "dla izy na 8 urodziny"... nie bawiłam sie nim. bylam wsciekła, ze nie jest to taki orginalny, rozowy, plastikowy domek dla barbie, ktory miala moja kolezanka. mama nazywała domek "kolumbryną" chyba dlatego, ze juz wtedy sie nienawidzili z ojcem. no i ja tez tak nazywałam ten domek. boze czemu ja tego wtedy nie doceniłam? ze włozyl w to tyle serca i pracy, ze zrobił to specjalnie dla mnie.. dla mnie... dlaczego zazdrosciłam plastikowego domku kolezanki, ktorej rodzice go kupili w zamian tego, ze nie mają dla niej czasu... jak jemu musiało byc przykro:( jak ja tego załuje:( ten domek był naprawde wspaniały, dopracowany pod kazdym wzgledem:( chcialabym mu teraz za to powiedziec "dziekuje" ale nie moge:(

 

mial słonia z podniesioną trąba, porcelanowego, szczesliwego slonia . kiedys sie stłukł. pozniej na swięta kupiłam mu drugiego. i teraz został tylko słoń. a ja kazdej, dosłownie kazdej soboty, kiedy wycieram kurze i przestawiam tego słonia to o nim mysle.

 

jak chodzilam do przedszkola, to on mnie odprowadzał, zawsze jak mnie ubierał to mowił "dawej jedna fusa, ubieremy fuzekle" a pozniej mowił "ubierej szuły" a jak w niedziele wychodzilismy z domu zeby jechac do babci to mowił "spadamy nic tu po nas" a czasami jak bylam mała, ale juz nie tak mala, zeby niepamietac, bo to pamietam, to czasami nosił mne na rekach po domu ale krótko, bo mowil, ze juz jestem duza i ciezka. a ja chcalam jeszcze i jeszcze. i czasami bilismy sie koblami tzn takimi poduszkami z kanapy i zawsze dostawałam bo nie umialam utrzymac dobrze kobla, byl za duzy. i sie łaskotalismy i brał mnie na klin, tzn na kolana

 

a jak mialam 13 lat to pierwszy zaczal widziec, ze dojrzewam, pamietam 2 razy rozmawial ze mna tak, ze nie czulam bariery, takiej jak sie czuje kiedy sie ma 13 lat. czulam, ze on mnie rozumie. wydaje mi sie, ze nie chcial stracic ze mną kontaktu, ze wiedzial, ze wchodze w okres, w ktorym strata kontaktu jest bardzo łatwa.  tylko, ze zaraz pozniej mnie zostawił. na zawsze. a ja zamknelam sie przed mama. moze dzis bylabym inna? moze ten trudny okres, byłby dla mnie latwiejszy?

 

tak bardzo mi go brakuje, tak bardzo tesknie, chcialabym porozmawiac. moze dlatego ciagnie mnie tak do ojca od krzyska. moze szukam w nim troche ojcostwa, sama niewiem jak to okreslic, sama niewiem czego dokladnie szukam, po prostu jakiejs takiej rozmowy, pochwalenia sie osiagnieciami, zeby mnie docenił, tak jak chcialabym, zeby moj ojciec byl ze mnie dumny. a moze tylko tak po ojcowsku, zeby mnie pogłaskał po głowie i sie usmiechnął.

o bilansach statystycznych w samoocenie i...
Autor: izumi
15 października 2007, 22:00

jaka ja? ostatnio naszła mnie mysl, ze zbyt duzo od siebie wymagam. ciągle robie sobie wyrzuty, ze za mało siebie poswiecam wspinaniu, ze mogłabym byc duzo lepsza we wspinaczce, ale mi sie nie chce. ze zbyt malo gór zdobyłam, zbyt mało ksiązek przeczytałam, zbyt malo wiem o linuksie (moja wina, ze od 2 lat sie nie psuje?) wydaje mi sie, ze interesuje sie duzą liczba rzeczy ale nie do końca. po ostatniej BACE tak sobie myslalam, jaki panel mogłabym przygotowac? ludzie robią panele o japonii... przeciez ja przeczytałam mitologie japonii jak mialam 15 lat, gdzie to sie podziało? i sie frustruje.

 

z drugiej strony rozmawiałam ostatnio z gosia. powiedziala mi, ze zaczyna chodzic po gorach. ze latem byla z tesciem i szwagrem w tatrach i zdobyla kasprowy i giewont i jest z siebie dumna, i bała sie łancuchow i miala zakwasy przez 2 dni  i bylo bardzo fajnie:)

pogratulowałam jej a w duszy pomyslalam sobie " ja zdobylam kasprowy, giewont, koscielec, zawrat, wrota chałubinskiego, szpiglas, prawie rysy bez 10 metrów i świnice x2, a z poza tatr to rycerzowa, wielka racza, przegibek, czantoria, stozek, szyndzielnia, skrzyczne, barania gora ilestam razy, klimczok, pilsko x2, babia góra x3 z czego dwa wejscia noca. w skałach robie drogi V - V+ przy asekuracji na wędke i prowadze drogi IV+. po kazdym z tych wejsc mialam zakwasy. i co  j a   d a l e j   m a m   s i e   c z u c   g o r s z a?  m a m   w y m a g a c   o d   s i e b i e   j e s z c z e   w i e c e j? nie chodzi mi o to, zeby osiasc na laurach, tylko zeby wreszcie wyciagnac z zycia troche szacunku dla siebie samej, zeby zbilansowac, spojzec na siebie naprawde obiektywnie i cieszyc sie zyciem i robic cos, co naprawde sprawia przyjemnosć, a nie po to, zeby poprawic swoje własne prywatne statystyki w samoocenie.